Lider Regionu 2010
w kategorii sport i turystyka
według dziennika Echo Dnia

z

Horror Dańca, ból głowy Kumańskiego!

2011.07.15
Rozmiar tekstu:A-A+

Scena prawie na rzece, permanentne widmo nawałnicy, zatrzymany w nocy ruch TIR – ów. Trzeba było pokonać wiele przeszkód, aby osiągnąć wspaniały efekt, jaki zobaczymy w Programie 2 TVP już 6 sierpnia.  Realizacja widowiska „Kabaretowe Wakacje z Duchami” była chyba nawet trudniejsza niż „Sabatu Czarownic 2”, ale trud się opłacił. Widzowie zobaczą Szydłów, piękniejszy niż w rzeczywistości.

Pierwsze przygotowania do realizacji widowiska „Kabaretowe Wakacje z Duchami”, jakie ekipa TVP 2 kręciła w poniedziałek na zamku w Szydłowie z udziałem prawie 4 tysięcy widzów, była wyzwaniem dla wszystkich. Malownicze ruiny kryły wiele pułapek i zmuszały do niekiedy nadludzkich wysiłków.

- Pierwszym problemem było już dostarczenie sprzętu na dziedziniec. Nie chciał się tam zmieścić żaden TIR, a my przecież mieliśmy tony wyposażenia: oświetlenie, nagłośnienie, scena, agregaty prądotwórcze.  Z nieba lało jak z cebra, a świeżo nawieziona ziemia na trawnik, jeszcze nie ubita sprawiała, że niemal zostawialiśmy buty w błocie. Wszystko grzęzło w wilgotnej glinie. Większość całego sprzętu  musieliśmy wnosić ręcznie, na własnych plecach. Nawet nie mogliśmy zastosować wózków widłowych, bo te też grzęzły w błocie – wspomina prace nad kabaretonem asystentka reżysera, Ewa Ślufik z kieleckiej firmy Kuman Art, - która odpowiadała za telewizyjną realizację widowiska.

Potężne agregaty, wielkie ekrany
A sprzętu i materiałów potrzebnych do realizacji  „Kabaretowych Wakacji z Duchami” było mnóstwo. Trzeba było wybudować od nowa scenę dla artystów, zainstalować potężnie ekrany LED, wyświetlające animację. Na zamek szydłowieckiego zamku przywieziono też potężne agregaty prądotwórcze o mocy około 800 kilowatów, bo na miejscu ekipy zastały możliwość skorzystania z zaledwie 30 kilowatów mocy.
- Grunt przy murze, tam gdzie miała stanąć scena, był tak podmokły, że śmialiśmy się, iż prawie budujemy tę konstrukcję w rzece. A i tak trzeba ją było przesunąć w inne miejsce, niż pierwotnie zakładał plan. A to wymagało wycięcia jednego drzewa czereśni – dodaje Ewa Ślufik.
W strugach weekendowego deszczu udało się wreszcie ustawić scenę i dekoracje. Jeden z ekranów, o czym mało kto wie, stanął za łukiem w murze zamku. Właśnie na tym ekranie puszczano animację duszka, którego widać za artystami występującymi na kabaretonie. A przed murem zamku postawiono dwa ekrany, które wyświetlały wirtualny mur.
- Mieliśmy w ten sposób niejako trzy płaszczyzny murów. Płaskie ruiny zamieniliśmy na bardzo przestrzenny zamek. Kamera tak pokazywała artystów, jakby przechodzili przez kolejne komnaty, których w rzeczywistości nie ma. Taki był zresztą mój zamysł. Stworzyć piękny wirtualny przestrzenny zamek, a kabaretowe widowiska ująć w nowoczesne ramy. Większość artystów kabaretowych skupia się tylko na tekście. Nam zależało także na formie, na scenografii. Chcieliśmy pokazać, że kabareton może być nowoczesny, może zawierać profesjonalnie wykonane piosenki. Postawiliśmy nie tylko na estetykę słowa, ale estetykę obrazu – mówi reżyser koncertu Leszek Kumański.  

Wstrzymany ruch na drodze
Zanim widzowie zobaczyli na żywo cała kabareton w poniedziałek, już w nocy z niedzieli na poniedziałek, nagrywano scenki rozmów duchów z policjantem, które widownia kabaretonu oglądało na wielkich ekranach.
 - To nie było „na żywo”. Kręciliśmy je w niedzielę w nocy, sądząc naiwnie, że wtedy nikt nie będzie nam przeszkadzał. Chodziło głównie o ciszę przy pobliskiej drodze. Jakież było nasze zdumienie, gdy odkryliśmy, że o tej porze ruch jest… ogromny, a nasze mikrofony ściągają odgłosy pędzących TiR – ów. Ostatecznie byliśmy zmuszeni sami powstrzymać te auta. Wszystkie samochody, nawet policyjny zrozumiały naszą potrzebę ciszy. Wszyscy się zatrzymali, a my spokojnie nakręciliśmy te sceny - zdradza tajniki koncertu Leszek Kumański.

W poniedziałek rano prace przy kabaretonie były wyjątkowo intensywne. Leszek Kumański, który przez kilka dni z przerażeniem patrzył na niebo, a jego ulubionym zajęciem stała się obserwacja serwisów pogodowych, ujrzał wreszcie trochę bezchmurnego horyzontu.
Rozpoczęły się próby z artystami, którzy  rozgościli się w pensjonacie Mateo w Stopnicy oraz gospodarstwie agroturystycznym Grynwald. Trwały ostatnie przymiarki kostiumów. A te były nie lada wyzwaniem. Jedna z najlepszych polskich kostiumografów, Katarzyna Śródka, która projektuje stroje między innymi dla Dody, przygotowała stroje dla ducha Mikołaja Kopernika, ducha Mieszka I, czy Jana III Sobieskiego. Wiele rekwizytów na potrzeby widowiska wykonano specjalnie, inne choćby w postaci szpitalnych łóżek, wypożyczono, między innymi ze szpitala w Staszowie. To te łóżka zagrały w piosence „W prosektorium najprzyjemniej jest nad ranem”.
Trochę trudności sprawiło ekipie zamontowanie ładunków pirotechnicznych na murach zamku. Niestety na ich szczyt nie sięgała żadna drabina, więc poproszono o pomoc… alpinistów.

Bigos dla artystów
Im bliżej było do rozpoczęcia realizacji, tym większa była nerwowość ekipy, bo niebo znów niebezpiecznie pociemniało. Gwałtowna burza, mogła prawie wszystko zniweczyć. Ale minęła godzina 21 i kabareton się zaczął. Dziesięć kamer telewizyjnych rozpoczęło swoją pracę. Siedzibę gimnazjum i szkoły podstawowej w Szydłowie zamieniono na garderoby gwiazd kabaretu. Tu także częstowano artystów słynnym bigosem z WiR – u, który znają także gwiazdy obu edycji Sabatu Czarownic.  Bigos rozgrzewał i dobrze, bo z każdą godziną, na dziedzińcu zamku robiło się coraz zimniej. Ale pierwsza część widowiska, czyli „Strachy na Lachy” poszła bez dubli. Dopiero w drugiej części zmęczenie artystów i publiczności dało o sobie znać. Niektóre piosenki przerywano. Leszek Kumański zarządzał „dubel”.
 - To teraz ja jeszcze raz wejdę, a Państwo zaczną bić brawo, jakbyście widzieli mnie po raz pierwszy – dyrygowała publicznością Katarzyna Piasecka, znana ze swoich ciętych monologów. A publiczność rozumiejąca wymogi telewizyjnego widowiska, chętnie przystawała na odegranie ponownego powitania. Czasem „siadał” mikrofon, czasem artysta zapominał tekstu, ale na szczęście nic nie szło na żywo, więc można było sobie pozwolić na korekty.

Bankiet dla VIP – ów, horror Dańca
Gdy ostatnie fajerwerki ogłosiły koniec realizacji, trzymający się ze śmiechu za brzuchy widzowie, zaczęli opuszczać dziedziniec zamku, a artyści oraz tak zwane VIP – y udały się na bardzo krótkie „after party”, gdzie sukces świętował wójt gminy Szydłów Jan Klamczyński jak i wojewoda świętokrzyska Bożentyna Pałka – Koruba, ale też reżyser koncertu Leszek Kumański oraz sponsorzy, czyli prezes Regionalnej Organizacji Turystycznej Województwa Świętokrzyskiego, Jacek Kowalczyk oraz dyrektor biura ROT WŚ, Małgorzata Wilk – Grzywna.
Znany artysta kabaretowy Krzysztof Piasecki nie dał się namówić nawet na kapkę śliwowicy, bo jak tłumaczył, musi sam zaprowadzić auto to zajazdu w Stopnicy. Największym zainteresowaniem, zwłaszcza żeńskiego grona bankietu cieszyli się uczestnicy programu You Can Dance, bliźniacy Sebastian i Kuba Piotrowiczowie. Niektórzy chcieli sobie z nimi robić zdjęcia, inni prosili o autografy dla swoich dzieci. Marcin Daniec, który prywatnie zna się z szefową ROT – u, bo razem studiowali  w Krakowie, na bankiecie pojawił się przez moment. Szybko wracał do Krakowa, ale po drodze zgubił się na objazdach i jechał na resztce benzyny. Mając paliwa zaledwie na… 3 kilometry jazdy, cudem dojechał do Jędrzejowa, gdzie wreszcie zatankował.
- Zadzwonił do mnie spanikowany, że już groziło mu utknięcie w środku nocy, gdzieś w głuszy. Stwierdził, że przeżył horror, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło – wspomina Leszek Kumański.
- Ogromne się cieszę, że kabareton wypadł tak świetnie. Widzowie w telewizji zobaczą absolutnie magiczny, zaczarowany zamek, piękne światła i malarskie ujęcia. I o to nam chodzi. O jak największą oglądalność i dobre wrażenie. Nie ma skuteczniejszej reklamy dla naszego województwa, jak takie wielkie telewizyjne widowiska – podsumowuje prezes ROT WŚ, Jacek Kowalczyk.