Szaleniec z Maleńca – nie, to nie tytuł artykułu rodem ze świętokrzyskiej kroniki kryminalnej, a nazwa jednego z ważniejszych eksponatów, który dziś zobaczysz w Zabytkowym Zakładzie Hutniczym w Maleńcu.
“Szaleniec” to nic innego jak wielkie koło zamachowe, które dziś jest symbolem dawnej myśli inżynieryjnej, tradycji i świetności hutnictwa Doliny Czarnej.
Maleniec dziś…
… to jeden z najlepiej zachowanych staropolskich zabytków dawnego przemysłu. Zobaczysz tu dawne hale produkcyjne oraz kompletny ciąg technologiczny do produkcji narzędzi gospodarczych z blachy żelaznej. Zobaczysz tu między innymi:
- słynnego Szaleńca, czyli wspomniane już 20-tonowe koło zamachowe;
- “Mariannę”, czyli największe drewniane koło wodne w Polsce oraz znacznie mniejszego “Franciszka”
- XIX-wieczny system przenoszenia energii na maszyny;
- system przekładni zębatych z 1837 roku;
- 32-metrowy wał napędowy z 1835 roku.
Co ciekawe, maszyny do dziś są sprawne i wprawiane w ruch podczas specjalnych pokazów (na specjalne zamówienie). Dowiesz się, jak działały i do czego służyły poszczególne urządzenia.
Powiedzieć, że zobaczysz tu, jak działał XIX-wieczny zakład przemysłowy to jak nic nie powiedzieć, bo zakładu przemysłowego doświadczysz tu wszystkimi zmysłami. Do drewnianej fabryki wdzierają się promienie słońca, które padają na dawne maszyny. Usłyszysz hałas i dźwięki, jakie wydają z siebie maszyny. Poczujesz też charakterystyczny dla obiektów przemysłowych zapach.
A jeśli chcesz, tradycyjne zwiedzanie urozmaici Ci jedna z postaci rodem z XIX wieku – wynalazca działowy Maciej, inżynier (a zarazem kosynier Bogumił) czy guwernantka Joanna zabiorą Cię w niezwykłą podróż w czasie.
Możliwe, że po wizycie w Malęńcu zrozumiesz XIX-wieczną myśl inżynieryjną oraz docenisz wysiłek tych, którzy kilka stuleci temu temu budowali potęgę przemysłową Doliny Czarnej.
Rzeka kilka wieków temu zasilała koła wodne i turbiny wielu fryszerek, kuźnic, wielkich pieców i walcowni. O ich w budowie w tym miejscu zdecydowano jednak nie tylko ze względu na rzekę, ale i na dostępność rud żelaza.
W średniowieczu wydobywano ją z tak zwanych “rudokopów”, a w czasach Królestwa Kongresowego na terenie ówczesnego powiatu koneckiego funkcjonowały 42 kopalnie rud żelaza. A że tereny te porastały także lasy sosnowe, wszystkie zakłady przemysłowe miały ułatwiony dostęp do węgla drzewnego.
Nic dziwnego, że inwestycje w Dolinie Czarnej cieszyły się zainteresowaniem przedsiębiorców, którzy upatrywali tu szansę na pomnożenie swojego majątku.
“Po dwa koła do każdego komina”
W 1782 miejscowe dobra za sumę pół miliona złotych kupił kasztelan łukowski Jacek Jezierski. Przedsiębiorczy, pomysłowy i gospodarczy wsławił się jako jeden z najbardziej efektywnych przedsiębiorców XVIII stulecia. Za jego postacią ciągnęły się jednak liczne kontrowersje.
Mówiło się między innymi, że swoją fortunę zbudował na spekulacji, lichwie i malwersacji, a w warszawskim pałacu prowadził dobrze prosperujący… dom schadzek. Niezależnie od tego, czy w plotkach kryło się ziarno prawdy, Jezierski dał się poznać jako sprawny inwestor, przemysłowiec i,przede wszystkim, modenrizator przemysłu metalurgicznego.
Na swoich nowych włościach wybudował kompleks warsztatów metalurgicznych. Działało tu między innymi 8 fryszerek (a więc zakładów, w których surówka z wielkiego pieca przerabiana była na stal) z młotami poruszanymi wodą "po dwa koła do każdego komina" oraz tartak.
W 1800 Jezierski sprzedał dobra (za wartą odnotowania sumę 1 miliona 620 tysięcy złotych polskich) księciu niemieckiemu, Jerzemu Karolowi von Hessen Darmstadt.
Upadki i wzloty
Szybko okazało się, że nowy właściciel nie potrafił wykorzystać potencjału nabytych dóbr. Reprezentujący go zarządca, Jan Nepomucen Szoeffler, również nie wykazał się przedsiębiorczością poprzedników.
Poszczególne zakłady i fabryki przejmowali drobni dzierżawcy, co szybko doprowadziło do chaosu organizacyjnego. Właściciel nie inwestował także zbyt chętnie w nowe technologie metalurgiczne, przez co produkcja w zakładach nad Czarną stawała się coraz mniej opłacalna i konkurencyjna.
Takie działanie szybko doprowadziło do zadłużenia wszystkich dóbr na niebagatelną kwotę 3,5 miliona złotych. Nic dziwnego, że wkrótce trafiły na publiczną licytację i stały się własnością kolejnych dzierżawców, którzy nie potrafili powtórzyć sukcesu Jezierskiego. Aż do czasów, gdy nad Czarną Konecką pojawiła się kolejna niebagatelna postać…
Urzędnik, który został przedsiębiorcą
W latach 30. XIX wieku Maleńcem i okolicznymi zakładami zainteresował się Tadeusz Szymon Bocheński. W 1833 roku podpisał umowę z Bankiem Polskim na mocy której wykupił tymczasowo "na swoje imię dobra fabryczne (...) za fundusze, które Bank na kupno dostarczyć powinien”. Kim był Bocheński?
Urodzony na podolskiej wsi, wychowany przez bazylianów z Baru, szybko zaciągnął się do wojska. Walczył w kampaniach napoleońskich, odznaczając się w bitwie pod Berezyną. Broniąc Modlina trafił do rosyjskiej niewoli. Po uwolnieniu rozpoczął karierę urzędniczą w Królestwie Kongresowym. Wkrótce jednak rzucił administrację na rzecz działalności gospodarczej.
Według nieprzychylnym mu osób, sukces w tym ostatnim zapewniło mu to, że "ożenił się potem z jakąś kuzynką p. Lubowidzkiego, w niedawnych czasach prezesa Banku. Po śmierci jednej, wziął drugą Lubowidzką, z którą dziś żyje. Tu cała tajemnica jego potęgi”. Choć Bocheński faktycznie zyskał przychylność wysoko postawionych urzędników Banku Polskiego ślubem z córką wiceprezesa (a rok po jej śmierci kolejnym związkiem z wdową po synu tegoż prezesa), to jednak należy przyznać, że po latach stagnacji dobra nad Czarną znalazły się w rękach godnego następcy Jezierskiego.
Bocheński szybko zaspokoił roszczenia wierzycieli i stał się jedynym właścicielem dóbr. Zajął się też rozbudową i modernizacją zakładów przemysłowych. I tak już w latach 40. XIX wieku mówiono, że Bocheński miał pod swoim zarządem najnowocześniejszy prywatny zakład w Królestwie Polskim, a sam Bocheński stał się jednym z najbogatszych mieszkańców guberni radomskiej.
Wtedy to w kompleksie metalurgicznym znalazły się:
- dobrze wyposażone i nowoczesne zakłady wielkopiecowe w Cieklińsku i Kawęczynie
- pudlingarnia w Rudzie (czyli zakład, w którym surówka z wielkiego pieca była oczyszczana z niepotrzebnych domieszek)
- fabryki w Maleńcu z piecami, fryszerkami i kuciami fryszerskimi
Bracia Bocheńscy
Po śmierci Bocheńskiego majątek przejęli jego spadkobiercy, a zarząd nad nim – najstarsi synowie przedsiębiorcy. Bracia uruchomili w Maleńcu produkcję blachy i gwoździ, instalując tam zasilane przez koła wodna gwoździarki mechaniczne i prasy. Rodzina myślała jednak nie tylko o interesach, ale też i o sprawach społecznych i narodowych.
Ich działania przypadły bowiem na trudny czas powstania styczniowego. Bracia pomagali w zaopatrzeniu oddziałów powstańczych – kosynierzy otrzymali od nich 1500 kos bojowych. Za wsparcie powstania bracia zostali aresztowani i ostatecznie skazani na zsyłkę. W powstaniu natomiast walczył młodszy brat Franciszka i Józefa, Roman Bocheński. Sylwetka tego ostatniego stała się pierwowzorem Józefa Odrowąża, bohatera “Wiernej Rzeki” – głośnej powieści Stefana Żeromskiego.
Towarzystwo akcyjne
Po powstaniu styczniowym lokalne dobra zmieniały swoich zarządców i właścicieli. Jeden z nich, Seweryn Jezierski, chcąc zdobyć środki na niezbędną modernizację zakładów, zadbał o powstanie Towarzystwa Akcyjnego Zakładów Górniczych "Ruda Maleniecka". Szybko jednak okazało się, że nie było to przedsięwzięcie dochodowe. Hrabia Jezierski sprzedał za 2 miliony rubli udziały Felicjanowi Janowskiemu – przedsiębiorcy i właścicielowi destylarni.
Synowie Felicjana weszli w skład zarządu Towarzystwa Akcyjnego, jednak próby ratowania sytuacji okazały się daremne. Jak donosiła prasa, przed zakładami przemysłowymi w Rudzie Malenieckiej stanęło widmo likwidacji. Oprócz trudności finansowych fabrykę nękały problemy z zaopatrzeniem w rudę żelaza, rosnące ceny węgla i koksu oraz przestarzała technologia.
Jedyny taki zabytek
Kolejne lata przyniosły podział majątku między spadkobierców Jankowskiego. W okresie międzywojennym powstało tam już kilkanaście odrębnie zarządzanych drobnych majątków.
Co ciekawe, wbrew złej koniunkturze, fabryka żelaza w Maleńcu zapewniała swoim ówczesnym właścicielom dość znaczne dochody. Sytuacja zmieniła się jednak wraz z nadejściem II wojny światowej, kiedy to szpadle i łopaty wyprodukowane w Maleńcu trafiały do brygad budowlanych i oddziałów dowodzonych przez III Rzeszę.
Po 1945 fabryka w Maleńcu przeszła pod zarząd państwowy, a produkcja ruszyła już w maju 1945 roku. Wkrótce tutejszy zakład stał się głównym zakładem Opoczyńskich Zakładów Przemysłu Terenowego z siedzibą w Maleńcu. Fabryka borykała się z przerwami w dostawach surowców, częstymi awariami maszyn oraz problemami z energią. Ostatecznie produkcja w starej części malenieckiego zakładu zakończyła się w 1967 roku, kiedy to został on wpisany do rejestru zabytków.
Historia pokazuje zatem, że zwiedzając Maleniec masz do czynienia z obiektem, który dziąłał nieprzerwanie ponad 180 lat! Nic dziwnego, że Powiat Konecki postarał się, by nie tylko odpowiednio zatroszczyć się o zabytek, lecz także udostępnić go zwiedzającym.